czwartek, 29 maja 2008
Imprezowy tydzień
poniedziałek, 26 maja 2008
Streszczenie ostatnich dni
Piątek - hmmm, że tak powiem możliwe, że przełom w moim życiu społeczno-politycznym, a już na pewno jego początek i coś zaczyna się dziać miejmy nadzieje - koniec marazmu!;)
Sobota - wstałem po słabo przespanej nocy, ponieważ w głowie miałem tylko przegląd techniczny mojego paczkowozu, a uwierzcie mi praca na poczcie i takie jeżdżenie z paczkami, to nie jest to co samochodowi robi dobrze;) No i ja pojechałem na ten przegląd z duszyczką na ramieniu i kołaczącym sercem, bo bez tego stempelka to moja kariera paczkowego by sie rychło zakończyła. Podjechałem, wyszedł do mnie pan i zdziwił się, że przyjechałem do nich w sobotę skoro w sobotę nie działa poczta:D. No a ja powiedziałem, że wychodzi mi przegląd, a pan powiedział mi tylko tyle, ze Poczta Polska musi przecież być w ruchu:P i pieczątkę ja dostał:). Po powrocie do domu zadzwoniła pani która brała od nas pieska, no i był dramat w domu, że biorą nam naszego ulubieńca. Porobiłem mu kilka pożegnalnych zdjęć i mi go zabrali, ale miał przerażone oczęta. Po południu przyjechali znajomi którzy już nie byli u nas bardzo dawno, zrobiliśmy sobie super grillika i popiwkowaliśmy sobie nieco:).
Niedziela - zerwaliśmy się skoro świt o 9:) i pojechaliśmy do znajomych do Czeladzi i z nimi do Chorzowa do Wesołego Miasteczka. Było miło i przyjemnie, ale tak szczerze mówiąc to nie ma co robić w tym Miasteczku. Są 3, no może 4 fajne karuzele, a tak poza tym, to lipa totalna. No ale liczy się towarzystwo, a że towarzystwo było super więc miejsce nie musiało być idealne.
Poniedziałek - dzisiaj jak zawsze full paczek i jak zawsze za mało czasu, no ale trzeba było dać radę no i dałem:)
P.S. Wszystkim Mamą dużo zdrowia, szczęścia i pociechy z dzieci:)
czwartek, 22 maja 2008
Tragedia :(
środa, 21 maja 2008
Powrót Mamy
poniedziałek, 19 maja 2008
Poniedziałek!!!
P.S. Nikt nigdy nie mówił, ze życie jest łatwe i to co nas w nim czeka, nasze wzloty i upadki. Tylko dlaczego wszystko zmienia się tak nagle jak w kalejdoskopie i kto tym pieprzonym kalejdoskopem kręci. Jednego dnia wstajesz i wszystko jest pięknie, a drugiego dostajesz takiego kopa, że żałujesz że to nie jest sen, a poprzedni dzień nie trwał wiecznie.
piątek, 16 maja 2008
...
przede mną droga którą znam, którą ja wybrałem sam..."
Wiecie co, jakoś mi tak nie najlepiej ze tak powiem. Sam sobie stwarzam jakieś problemy i najgorsze, ze obarczam nimi innych. Zawsze jak jest fajnie, to ja szukam, tak szukam dziury w cały, żeby się tak pozamartwiać troszkę. Albo stwarzam jakieś chore sytuacje, jakieś niedomówienia. Psychol ze mnie do potęgi. Jak mi jest dobrze, to ja to muszę zepsuć, bo nie byłbym sobą, jak dostaję namiastkę szczęścia, to ja ją muszę zniszczyć, bo to przecież niezdrowe być szczęśliwym. Mój mózg zaraz odbiera sygnał Jarek, jest za dobrze, stary postaraj się coś zjebać, no i już od ręki potrafię to zrobić. Może ja powinienem słuchać serca, tylko że moje serce też jest głupie, ze aż szkoda o nim gadać. Powoduje, że się otwieram, że każdy wie czego może sie po mnie spodziewać, zostawia mnie bezbronnym. I tak targają mną takie impulsy i chwile, tylko, że później przychodzi inna chwila, chwila refleksji i zastanowienia, i wtedy myślę sobie, "Jarek co Ty wyrabiasz, po co stwarzasz problemy których nie ma" tylko, że to już za późno, bo pamięć ludzka nie jest pisana ołówkiem który da sie wymazać, wygumować te fragmenty które wiemy, ze spierniczyliśmy i pozostawić tylko te dobre momenty. Pamięć ludzka jest pisana dłutem na kamieniu, można coś zniwelować, czas coś tam kiedyś zatrze, ale i tak wcześniej zapomnimy o tych dobrych chwilach, a te złe będą się w nas żywe. Ale ja wylewny jestem naprawdę, aż żal dupę ściska, co ja Wam tu nawypisywałem. No ale cóż, tak widzę tą sprawę. No i to już koniec moich wynurzeń.
wtorek, 13 maja 2008
Co za dzień:)
niedziela, 11 maja 2008
Po imprezie:)
piątek, 9 maja 2008
Weekend
Aha!! co ja miał Wam jeszcze napisać, wczoraj byłem w wypasionym sklepie sportowym i dopiero wczoraj dostałem prezent urodzinowy od mojej siostry i rodziców:), kupili mi worek bokserski i rękawice hahaha:), to się trochę powyżywam i zapraszam na sparingi, ale na razie może z workiem:D
"Sen o Aniele?" - opowiadanie
„Sen o Aniele?”
Zwykle nic mi się nie śni, lecz tamtej nocy było inaczej. Nawet nie wiem czy to był sen czy to była jawa, a może i rzeczywistość. W środku nocy przyszedł do mnie on. Myślę, że to Anioł. Postać pięknej kobiety pojawiła się nagle, nie wiem skąd. Stanęła u mego łóżka. Jej twarz oświetlał księżyc który tej nocy świecił wyjątkowo jasno. Nic nie mówiła, a ja nic powiedzieć nie umiałem. Patrzyłem tylko tępym i trochę przerażonym wzrokiem. Nie musiała nic mówić, wydawało mi się, że jej piękne oczy świdrują mój umysł i przenikają go na wylot. Znała każdą moja myśl a ja słyszałem w głowie jej słodki głos. Usiadła obok mnie na łóżku, wtedy zobaczyłem ją dokładniej. Miała ciemne lekko falowane włosy, cerę bladą i gładką jak jedwab, oczy… cóż to za oczy, nie mogłem się od nich oderwać, hipnotyzowały mnie, ich magnetyzm był wręcz niewytłumaczalny. Ubrana była w białą luźną, prawie przezroczystą szatę zakrywającą stopy. Szata prawie obnażała jej piękne ciało, jędrne piersi. Przejechała ręką po mojej twarzy. Jej dłonie były ciepłe i delikatne, pod ich dotykiem czułem jak moje ciało przeszywają ciarki, czułem dziwne zakłopotanie. Wstała odwróciła się i zdjęła szatę. Moim oczom ukazało się jej cudowne ciało, lśniące, wręcz metaliczne. Odwróciła się do mnie podeszła i położyła. Wtuliła się we mnie mocno, czułem każdy fragment jej ciała moim niemal sparaliżowanym ze strachu który mi towarzyszył, gdyż nie wiedziałem co ode mnie oczekuje ciałem. Nie czułem bicia jej serca, jedynie ciepło, które doprowadzało mnie jednocześnie do ekstazy i wyczerpując niesamowicie, co doprowadziło do tego, że zasnąłem. Gdy się obudziłem jej już nie było, a ja zadawałem sobie tylko jedno pytanie, czy to aby na pewno był Anioł, czy też istota nie do końca dobra, bo czy Aniołowi przystoi tak się zachowywać?. Może i ja kiedyś uzyskam odpowiedzi na moje pytania.
To jest takie moje mikro "opowiadanie". Kiedyś naszła mnie wena no i spłodziło się takie coś:), pierwszy raz napisałem takie cuś i wiem,ze nie jest idealne i gramatycznie i może niekiedy tam coś się nie zgadza z początkiem i wyszedł mi taki nieco erotyk, no ale co tam, nie jest to nic zdrożnego więc pomyślałem, że opublikuje. Liczę na wasze krytyczne opinie i mniej krytyczne też, od waszego osądu będzie zależało to czy zaprzestanę takich wybryków, czy może od czasu do czasu coś tam wykreśle:) Czekam na wszystkie opinie, ale najbardziej na opinię Łukasza który jak wiecie na swoim koncie ma już nie jedno opowiadanie. No to miłego czytania życzę. To jest fikcja literacka, tak że nie szaleć mi tu z domysłami i interpretacją!:).
czwartek, 8 maja 2008
Pogrzeb
wtorek, 6 maja 2008
Żywiec
Na wyjeździe było superowo:) Wyjechaliśmy 1 maja więc po drodze było już nieźle zatłoczone. Już za Katowicami było ciężko i tak do samego Żywca z prędkością średnio jakieś 20km/h, auto tak mi sie przyzwyczaiło do tych kosmicznych prędkości, że jak było trochę wolnego asfaltu i mogłem jechać trochę szybciej, to nie za bardzo mu sie chciało. Tak na przyszłość to jak ktoś ma słaby pęcherz i widzi, że są korki i że nie za bardzo jest sie gdzie zatrzymać to niech w drodze nie pije piwa:D. Siostra i Gosia (koleżanka Agi) piły sobie piwko w drodze, a później były lamenty żeby sie zatrzymać, bo one nie wytrzymają:P Wjechaliśmy do Żywca i podjechaliśmy pod wskazany adres. Okazało się, że to straszna ruina. Na szczęście to tylko kolega się pomylił w adresie a dokładnie w numerze budynku i mieszkaliśmy ostatecznie w super warunkach i to nie drogo. W pierwszy dzień zmęczeni po drodze nie wybraliśmy sie nigdzie tylko otwarliśmy zapasy piwek i innych trunków i zrobiliśmy sobie fajowską imprezę. Na podwórku domu w którym mieszkaliśmy właściciel miał super wybudowany grillik i była wyżerka suto zakrapiana;). Na drugi dzień wstaliśmy skoro świt, zjedliśmy super jajeczniczkę zrobioną wspólnymi siłami i wybraliśmy sie zwiedzać. Pojechaliśmy na rynek Żywiecki gdzie w pobliżu jest Stary Zamek i Kompleks Pałacowy Habsburgów. Ładnie tam było i park wypas z rzeczką i małymi mostkami. Później zjedliśmy typowo Żywiecki obiad czyli pizze:D, ale za to w bardzo urokliwej restauracji. Później powrót do domu i znowu biba do rana z tańcami i oglądaniem płytek z wesela na którym byłem miesiąc wcześniej. Rano trzeciego dnia wybrałem się nad jezioro Żywieckie. Polecam wszystkim piękne zadbane jezioro tętniące życiem. Niestety nie byłem w browarni Żywca, ale reszta ekipy mówiła mi, ze było super i że znakomite piwko zupełnie inne niż te w sklepie z puszki czy butelki. Potem powrót do domu i już nie było bibki, bo wiedzieliśmy, że na drugi dzień czeka nas daleka droga w korkach. No to postanowiliśmy pograć sobie w karty, sami mężczyźni, bo babeczki urządziły sobie babską imprezkę przy winku. No ale szybko nam sie znudziła ta rozrywka i postanowiliśmy podstępem wciągnąć dziewczęta do gry w "kuku" oczywiście rozbieranego:D Nie powiem, dużo wrażeń to dostarczyło. Szczególnie kibicowałem jednej koleżance w przegrywaniu hmm jestem facet, a ona piękna dziewczyna, to co miałem nie chcieć nacieszyć sobie oczu:P W konsekwencji sen nas rozebrał wszystkich, bo przez ten wyjazd spaliśmy do kupy jakieś 10h. Rano popakowaliśmy się i pojechaliśmy jeszcze raz nad to malownicze jezioro. Później połowa pojechała do domu bo mieli ważne sprawy na miejscu a reszta postanowiła jeszcze trochę się poszwędać i pojechaliśmy na górę Żar. Tam też było miło, wjechaliśmy kolejką a na górze jeździliśmy sobie po torze saneczkowym przy którym też miałem przygodę, nie byłbym sobą gdybym nie miał:) Zahamowałem za wcześnie zanim mnie taśma zaczęła wciągać z powrotem do góry i musiałem "dopchnąć" sanki siedząc w środku, wyglądało to bynajmniej komicznie:). Później już zbieraliśmy się do domu, jechałem 4h do ciągle były korki, po drodze jeszcze siku i papu więc tak zeszło. Moim pasażerom umilałem drogę moim pięknym śpiewem:D. Po przyjeździe do znajomego było grupowe oglądanie zdjęć i wspominki na świeżo, a później do domku i lulu. Z gór przywiozłem sobie jeszcze katar i kaszel więc teraz umieram.